Długo zwlekałam z obejrzeniem serialu Król. Produkcja Canal+ oparta na powieści Szczepana Twardocha była pod koniec 2020 roku jedną z najchętniej oglądanych produkcji telewizyjnych w Polsce.

Kilka lat temu z wielką przyjemnością zatopiłam się w lekturze powieści Król. Mimo że nie jestem wielkim fanem pisarstwa Twardocha (nie należę do tych, którzy zachwycili Morfiną, co chyba dużo wyjaśnia), to przyznaję, że w tę powieść wsiąkłam bezgranicznie. Ogromne wrażenie zrobiło na mnie pomieszanie planów czasowych i emocjonalna siła oddziaływania tekstu. Przypominam sobie, że skojarzyłam powieść z wielkim dziełem Williama Styrona Wybór Zofii. Zaś próba odgadnięcia, kim jest bohater opowiadający swoją historię współcześnie, pochłonęła mnie bez reszty.

Powieść vs serial “Król”

Będąc wierną zasadzie, że ekranizacja nie bywa lepsza od oryginału, jakoś niespiesznie było mi do konfrontacji z serialową wersji powieści. Dopiero dyskusja o książce i filmie z przyjaciółką uzmysłowiła mi, że chyba niewiele z tej powieści pamiętam. No cóż, bywa, gdy obszerną i wielowątkową powieść pochłaniasz w 2 lub 3 wieczory 🙂

Zasiadłam zatem do oglądania serialu w pewien styczniowy piątkowy wieczór. Miałam na uwadze opinie i przestrogi znajomych, że nie da się tego serialu obejrzeć na raz: jest brutalny i zbyt obciążający psychicznie. Przerwy, chociaż kilkugodzinne, są konieczne. Z zamiarem poświęcenia serialowi kilku wieczorów włączyłam pierwszy odcinek. No cóż, wpadłam bez reszty. Noc kompletnie zarwana, w końcu to prawie 10 godzin emisji. Z czystym sumieniem mogę stwierdzić: nie byłam w stanie się oderwać.

Wpływ na taki mój odbiór miała nie tyle sama sensacyjna akcja. W końcu wcześniejsza lektura powieści przygotowała mnie na to, że fabuła wciąga. Najprościej mówiąc, tłumaczę to tym, że nie widziałam od kilku, jeśli nie kilkunastu lat tak dobrej produkcji. Ani serialowej, ani filmowej. I to nie tylko polskiej.

Scenariusz i dialogi

Udział autora w pisaniu scenariusza, a przede wszystkim dialogów nadał każdej scenie serialu przysłowiowego hollywoodzkiego sznytu. Niezwykła dokładność w odtworzeniu klimatu przedwojennej Warszawy niemal wyciska łzy z oczu. Kostiumy, zarówno te eleganckie, pokazujące styl i szyk 20-lecia miedzywojennego, jak i te, w których występują aktorzy grający stołeczną biedotę, zaprojektowano wyjątkowo starannie i sfilmowano w niebywale malarski sposób.

Perfekcyjny dobór aktorów

Aktorów dobrano znakomicie. Szczepan Twardoch w niewielkiej, ale widocznej roli jako oberkelner jest wprost wymarzony do niej. Dawid Podsiadło w roli żydowskiego klezmera wywołuje błogi uśmiech.

Ale i tak wszystkich na głowę bije Borys Szyc w roli Januszka Radziwiłka. Mam nadzieję, że tę rolę dostrzegą i widzowie i nasza szanowna krytyka filmowa. Szyc przechodzi w tej roli samego siebie. Z całego serca mu życzę, aby z niej właśnie został zapamiętany. Niech mu wybaczą za nią wszyscy rolę w Bitwie Warszawskiej 1920. Jego grę aktorską w Królu mogę tylko porównać z rolą Janusza Gajosa w Kamerdynerze, gdzie aktor wszystkie swoje filmowe kwestie wypowiedział po kaszubsku, czym zaskarbił sobie ogromną sympatię nie tylko rodowitych Kaszubów, ale i publiczności doceniającej wysiłek włożony w tę rolę.

Borys Szyc oprócz znakomitej mimiki i mowy ciała daje aktorski popis mówienia w trzech, o ile nie czterech językach. Mieszanka wypowiedzi po polsku, rosyjsku, niemiecku i w jidisz daje momentami efekt przekomiczny. Jednak w zestawieniu z bezwzględnością granej postaci przywodzi na myśl dobrze wychowanego chłopca z lubością wyrywającego żywej żabie łapki. Zestaw absolutnie piorunujący i wbijający w fotel.

Nie sposób nie wspomnieć też o fantastycznej roli Magdaleny Boczarskiej. Z odcinka na odcinek coraz wyraźniej pokazuje ona swoje aktorskie możliwości, a grana przez nią postać Racheli przestaje być jednowymiarowa.

Postać Jakuba Szapiro grana przez Michała Żurawskiego emanuje ciepłem, spokojem. Widz doskonale zdaje sobie sprawę z emocji, jakie targają bohaterem. Uwikłany w osobliwe relacje z trzema kobietami zyskuje nie tylko naszą sympatię, ale też szacunek za lojalność wobec przyjaciół i wobec Warszawy, co doprowadza go do osobistej tragedii ujawnionej w finale serialu.

Arkadiusz Jakubik jako Kum (Jan) Kaplica jest idealnym mafioso: dobry i opiekuńczy dla swoich, bezwzględny i okrutny dla tych, którzy przy nim nie stoją. Swoją grą, fizjonomią i kostiumem w 100% wciela się w prawdziwego „ojca chrzestnego” – łagodnego i bestialskiego, wiernego do końca mafijnemu kodeksowi honorowemu.

Nawet ‘szalony’ Krzysztof Pieczyński doskonale wpisał się w rolę puczysty, pułkownika Koca. Obłęd widoczny w jego oczach dodał postaci demonicznego wręcz charakteru.

Polski (żydowski) Ojciec chrzestny

Skoro już przy temacie ojca chrzestnego jesteśmy, odważę się postawić tezę. Gdyby Król był dwugodzinnym filmem fabularnym, mielibyśmy prawdziwego polskiego Ojca chrzestnego. Albo żydowskiego. To nie jest stwierdzenie na wyrost, w tej produkcji wszystko jest przemyślane i dopracowane: od scenariusza, przez muzykę, aż po pracę kamery.

Jasne, nie ma w nim wielkich, panoramicznych scen, jakie kino oferowało nam jeszcze 10 czy 15 lat temu. Dwie czy trzy bitwy uliczne zrealizowano nad wyraz skromnymi środkami. Pod tym względem Król  jest kameralny, ale siła przekazu każdej sceny jest ogromna. Efekt osiągnięto środkami, których w polskim kinie najczęściej brakuje. Na ten sukces złożyły się świetny scenariusz i dialogi, doskonały dobór aktorów, nieprzeciętna dbałość o scenografię, kostiumy i rekwizyty oraz fantastyczna koncepcja reżyserska.

Wielkie brawa! Gorąco polecam!

Król, serial na podstawie powieści Szczepana Twardocha o tym samym tytule, 2020, reż. Jan P. Matuszyński, muzyka Atanas Valkov, w rolach gł. Michał Żurawski, Arkadiusz Jakubik, Magdalena Boczarska, Borys Szyc i inni