Zima trwa już kolejny miesiąc, a wiele osób nie może doczekać się wiosny. Jak umilić sobie ten czas i przygotować naszą skórę na większą ekspozycję? Może samoopalaczem, bo przecież nie każdy z nas może sobie pozwolić na egzotyczne wakacje, a solarium nie polecam.

Ja podchodziłam sceptycznie do kosmetyków brązujących, bo zawsze miałam przed oczami wizję smug, zacieków, żółtego odcienia, a w nosie ten specyficzny zapach. Jednak czasy się zmieniają i zmieniają się też składniki środków do pielęgnacji ciała. Postanowiłam zagłębić się bardziej w temat i przekonać się na własnej skórze jak to jest z tymi samoopalaczami.

Zacznę od tego, że wybór jest przeogromny. Przede wszystkim większość z nas przy wyborze kieruje się ceną. A te również są bardzo różne, od kilku złotych, do nawet kilkuset. Samoopalacze mają różne formy np. balsamu, mleczka, żelu, olejku, czy spray’u. No właśnie i na co się zdecydować?

Dove Derma Spa Summer Revived

Na początku musimy sobie ustalić budżet jakim dysponujemy. Samoopalacz z drogerii też może być dobry. Tutaj polecić mogę Dove Derma Spa Summer Revived. Dostępny jest w dwóch odcieniach, do karnacji jasnej oraz średniej i ciemnej. Użytkowniczki pokochały go za zapach, który jest bardziej kwiatowy i na pewno nie kojarzy się aż tak ze standardowym zapachem samoopalacza. W ogóle najnowsze kosmetyki z tego działu mają już mniej intensywny zapach, który chyba wszystkich drażnił.

Dove jest to balsam, który ma lekką i rzadką formułę, przez co szybko się wchłania i po kilku minutach można włożyć ubranie. Nadaje się na co dzień, ponieważ nadaje delikatny kolor, który jest bardziej widoczny dopiero po 3-4 aplikacjach. Co ważne, nie zostają smugi przy zgięciach łokci czy kolan i równomiernie się ściera. Dla mnie liczy się to, że naprawdę łatwo się nakłada i nie trzeba mocno się przykładać, żeby skóra pozostała bez plam. Jednak jeśli zależy nam na szybkim efekcie, to tutaj ten balsam się nie sprawdzi. Cena też jest zachwycająca, bo kosztuje ok. 22zł.

Kolastyna Luxury Bronze

A może samoopalacz w spray’u? W sieci hitem jest Kolastyna Luxury Bronze. Przeczytałam o nim naprawdę setki pozytywnych komentarzy i zaciekawiło mnie dlaczego tak jest. Jest to kolejny drogeryjny samoopalacz, a więc łatwo dostępny i w zadowalającej cenie (ok. 15zł). Zapach ma naprawdę piękny, może trochę zbyt intensywny dla mnie, ale mocno kakaowy. Nie przepadam za kosmetykami w spray’u, ponieważ zazwyczaj pompki działają tylko w pionie, a nie ukrywajmy, że utrudnia to aplikację np. na plecah. Jednak mamy większą kontrolę, że nie nałożymy go zbyt dużo i dzięki temu ekspresowo się wchłania. Tutaj efekt widać już po pierwszej aplikacji, więc spokojnie może być naszą deską ratunkową przed niespodziewanym wieczornym wyjściem.

Również łatwo się rozprowadza, przez co nie zostawia smug i plam, a kolor skóry wygląda naprawdę naturalnie i z charakterem. Po dwóch aplikacjach efekt utrzyma się kilka dni i będzie się równomiernie ścierał. Zauważyłam też, że skóra po nim jest bardziej gładka i nawilżona. To duży plus dla mojej suchej skóry. Przyznam szczerze, że byłam w szoku, że niedrogi kosmetyk może tak działać. Tego dnia zaczęłam powoli zmieniać zdanie o samoopalaczach.

Nu Skin Sunright Insta Glow

Postanowiłam zaszaleć i spróbować czegoś droższego. Przez przypadek natknęłam się na żel brązujący amerykańskiej marki Nu Skin, ponieważ zobaczyłam post koleżanki, że zamawia takie coś z zagranicy, bo nie jest dostępny w żadnym sklepie stacjonarnym w Polsce. Postanowiłam wydać te 150 zł i ocenić czy wart jest takiej ceny. Gdy dostałam paczkę od razu wzięłam się za aplikację. Okazała się równie łatwa, ponieważ forma żelu lekko się rozprowadza, dość szybko wchłania i po 15 minutach możemy się ubrać z już opaloną skórą.

Dodatkowo delikatnie się mieni nadając blasku naszej skórze, ale nie myślcie, że są to jakieś drobinki czy co gorsze brokat. Można sobie dozować efekt poprzez większą lub mniejszą ilość nałożonego żelu. A co najciekawsze sprawdza się też na twarzy. Czasem nakładam go jako podkład BB, aby mieć buzię delikatnie muśniętą słońcem. Zapach ma specyficzny, mi kojarzy się z zapachem cukierków Kopiko, lekko kawowy. Efekt jak przy pozostałych utrzymuje się kilka dni i też równomiernie się ściera.

St. Tropez

Zdecydowałam, że spróbuję jeszcze jeden droższy samoopalacz. Znalazłam w internecie firmę St. Tropez, która ma w ofercie samoopalacze w spray’u, piance, musie, olejku czy balsamie. Cała gama, do wyboru do koloru. Od razu pomyślałam, że znają się na rzeczy, skoro mają tak wiele propozycji. I nie pomyliłam się. Wybrałam wersję w piance. Przy okazji dowiedziałam się, że są specjalne rękawice do nakładania samoopalaczy, którą też zamówiłam. Rękawica naprawdę ułatwia aplikację! Spokojnie będę ją wykorzystywać też do pozostałych samoopalaczy. W tym przypadku urzekł mnie zapach. A sama pianka nie zostawia smug ani zacieków. Szybko się wchłania. Efekt również utrzymuje się kilka dni, a produkt jest wydajny i pozwoli nam długo z siebie korzystać. Cena to ok. 100 zł.

Podsumowanie

Po kilku testach zmieniam zdanie odnośnie samoopalaczy. Uważam, że może to być naprawdę dobry i szybki sposób na uzyskanie letniej opalenizny. Pragnę zaznaczyć, że opalanie się nie jest zdrowe, ponieważ promieniowanie słoneczne ma naprawdę rujnujący wpływ na młodość naszej skóry. Solarium można spotkać na każdym kroku, ale ta forma jest szkodliwa dla całego organizmu i nie da nam tak szybkiego efektu. Przekonałam się, że na rynku można dostać zupełnie różne samoopalacze, a te tańsze nie koniecznie są gorsze.

Aby przedłużyć działanie nie możemy zapominać o odpowiednim, regularnym nawilżaniu naszej skóry. Wtedy kolor będzie bardziej naturalny, a efekt zadowalający. Dobę przed pierwszym użyciem samoopalacza najlepiej jest zrobić peeling całego ciała. Wygładzi skórę, przez co aplikacja będzie o wiele łatwiejsza, a preparat nie odstraszy nas prześwitami czy skazami w miejscach gdzie mamy więcej skóry, jak łokcie czy kolana. Dodatkowo możemy zabezpieczyć newralgiczne miejsca zwykłym kremem czy balsamem. Tak samo w sytuacji, gdy zdecydujemy się na nakładanie produktu na twarz, trzeba pamiętać o linii włosów i brwi. Te wystarczy posmarować olejkiem.

Przed użyciem warto też zrobić peeling dłoni, jeśli nie nakładamy specyfiku rękawicą i po aplikacji dokładnie umyć ręce, dla pewności, że nie zostaną nam nieestetyczne plamy po wewnętrznej stronie dłoni. Olejek przyda się też do kąpieli, aby opalenizna miała naturalny odcień. Aplikację produktów możemy powtarzać co 3-5 dni, jeśli efekt ma być na stałe. A jeśli chcemy szybciej pozbyć się koloru z naszej skóry wystarczy zrobić peeling gruboziarnisty. Sądzę, że nastała zupełnie nowa era kosmetyków nadających naszym ciałom brązu, bez wielu godzin opalania się.

photo: unsplash.com